Ten, kto w przyszłorocznych wyborach dostanie od łodzian gwiazdę szeryfa miasta, nie znajdzie w biurku ustępującego prezydenta aktualnej i wyczerpującej informacji o tym, ilu i jakich właścicieli ma ponad 37.000 łódzkich budynków mieszkalnych.

Wiedza o faktycznych zasobach budowlanych miasta i ich wszystkich właścicielach dopiero się rodzi w miejskim ośrodku dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej. Dyrektor tej placówki, Jan Schnerch, przyznaje, że w katalogu, którym dysponuje, jest tylko 70 proc. budynków. Dopiero gdy reszta, czyli około 11.100, też zostanie dokładnie zinwentaryzowana, kompletny, każdy łodzianin będzie mógł otworzyć w komputerze stronę Wojewódzkiego Urzędu Statystycznego i sprawdzić, pod czyim dachem i na czyim gruncie mieszka.

Pracujemy mniej niż warszawiacy i poznaniacy, coraz więcej wydajemy na kulturę i rozrywkę. A nasze województwo ma duży potencjał w postaci... użytków rolnych, które stanowią aż 70 proc. regionu.

Raport o życiu w regionach Polski opublikował właśnie Główny Urząd Statystyczny. Podaje w nim między innymi, w których rejonach mieszkańcy pracują najwięcej. W Łódzkiem średnia wynosi 1670 godzin rocznie - mniej więcej tyle co średnia w całym kraju.

Czy niższy podatek od wynajmu mieszkań skłoni wynajmujących do rozliczania się z fiskusem i tym samym do ograniczenia szarej strefy? Eksperci niespecjalnie na to nie liczą.

Rząd przyjął zgłoszoną przez ministra infrastruktury nową stawkę zryczałtowanego podatku od wynajmu mieszkań. Eksperci są sceptyczni co do skuteczności tego typu zachęt. – Można szacować, że ok. 50 proc. najmów odbywa się w szarej strefie. Chodzi o tych, którzy zmuszeni są do wynajęcia mieszkania czy pokoju kosztem własnych potrzeb z uwagi na trudną sytuację materialną. Dla nich każdy grosz się liczy – mówi Grzegorz Nowacki z Warszawskiej Giełdy Lokali i Nieruchomości.

Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości, uważa, że szara strefa na rynku najmu jest znacznie gorsza. – Moim zdaniem co najmniej 80 – 90 proc. wynajmów to szara strefa. I te kosmetyczne, żeby nie powiedzieć pozorne, zmiany przepisów, niczego tu nie wnoszą – ocenia Tomasz Błeszyński.

Deweloperzy, szukając sposobu na zachęcenie klientów do zakupów mieszkań i domów, chcą skorzystać ze sprawdzonych amerykańskich wzorów, gdzie na publicznych aukcjach sprzedawane jest około 10 proc. nieruchomości.

Ewa Perkowska ,specjalista ds. nieruchomości firmy Budimex Nieruchomości, uważa, że analiza przebiegu pierwszych aukcji pozwoli na ocenę, czy mają szansę przyjąć się w Polsce Jesienią tego roku odbędą się pierwsze w Polsce aukcje nieruchomości polegające na podbijaniu ceny przez potencjalnych kupców. 

– W przeszłości kilka firm próbowało przeprowadzić aukcje polegające na zbijaniu ceny w dół. Jednak klienci nie bardzo kwapili się do udziału w nich. Po kilku nieudanych próbach odstąpiono od ich organizacji – mówi Tomasz Błeszyński, ekspert rynku nieruchomości.

Projekty ekologiczne zwiększają koszty inwestycji nawet o kilkadziesiąt procent. Deweloperzy rzadko o nich myślą. I nawet jeśli reklamują projekt jako ekologiczny, często okazuje się, że z ekologią ma on niewiele wspólnego.

– Deweloperzy walczą dziś głównie na ceny, proponując najtańsze rozwiązania. Inwestycje ekologiczne z prawdziwego zdarzenia są tymczasem bardzo kosztowne, więc przeciętny nabywca lokalu nie jest w stanie za to zapłacić – tłumaczy Tomasz Błeszyński, doradca na rynku nieruchomości. Zastosowanie rozwiązań proekologicznych zwiększa koszty inwestycji o co najmniej kilka, a często nawet o kilkadziesiąt procent.