Ten, kto w przyszłorocznych wyborach dostanie od łodzian gwiazdę szeryfa miasta, nie znajdzie w biurku ustępującego prezydenta aktualnej i wyczerpującej informacji o tym, ilu i jakich właścicieli ma ponad 37.000 łódzkich budynków mieszkalnych.

Wiedza o faktycznych zasobach budowlanych miasta i ich wszystkich właścicielach dopiero się rodzi w miejskim ośrodku dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej. Dyrektor tej placówki, Jan Schnerch, przyznaje, że w katalogu, którym dysponuje, jest tylko 70 proc. budynków. Dopiero gdy reszta, czyli około 11.100, też zostanie dokładnie zinwentaryzowana, kompletny, każdy łodzianin będzie mógł otworzyć w komputerze stronę Wojewódzkiego Urzędu Statystycznego i sprawdzić, pod czyim dachem i na czyim gruncie mieszka.

Sprywatyzowany tort

Tylko jedno jest dziś pewne: Łódź już się w znacznej części sprywatyzowała i będzie się prywatyzować nadal.

Spis powszechny w 2002 roku ujawnił, że na pierwsze miejsce w rankingu właścicieli łódzkich kamienic, apartamentowców, skromniejszych domów wielorodzinnych, tak zwanych szeregowców, domków jednorodzinnych i podpartych kosturem wiekowych drewniaków wysforowały się osoby fizyczne. Do nich należało w owym czasie już ponad 24.200 budynków. Potem była przepaść, bo gmina, drugi właściciel w tym rankingu, miała 4.260 budynków. Trzecie miejsce zajmowały wspólnoty mieszkaniowe (3.470), czwarte spółdzielnie (2.760), piąte Skarb Państwa (588), szóste zakłady pracy (226), siódme pozostali właściciele (162).

Aktualniejszego rankingu nie ma i pewno długo jeszcze nie będzie, ale na podstawie tego, co już jest w komputerach, dyr. Jan Schnerch wysuwa wniosek, że łódzki rynek nieruchomości ma znamiona postępującej prywatyzacji.

Podobnego zdania jest niezależny doradca rynku nieruchomości Tomasz Błeszyński: - Jeśli szacuje się, że obecnie ponad połowa tortu z łódzkimi budynkami należy do prywatnych właścicieli, to za kilka lat ten kawałek powiększy się do trzech czwartych - przewiduje. - Na przeszkodzie stoi jedynie bałagan własnościowy. A nie można dobrze zarządzać miastem, jeśli do końca nie wiadomo, do kogo należy każdy metr kwadratowy gruntu i każdy dom, nawet taki, w którym nikt już nie mieszka.

Mimo niejasnej sytuacji własnościowej, liczba kamienic i innych budynków mieszalnych pod zarządem administracji nieruchomościami czy zakładów gospodarki komunalnej, zmniejsza się z roku na rok. Dziesięć lat temu gmina i Skarb Państwa byli właścicielami 5.570 posesji i zarządzali 1.262 budynkami prywatnymi. Obecnie do gminy Łódź i skarbu państwa należy 4.785 budynków (o 785 mniej), a liczba prywatnych, którymi zarządzały administracje nieruchomościami i zarządy gospodarki mieszkaniowej, stopniała do 691. - Prawni właścicieli chętnie odbierają swoje dobra i dyktują swoje stawki czynszu, a my chętnie je oddajemy - mówi Barbara Zawadzka z wydziału budynków Urzędu Miasta. - Podkreślam, że fakt, iż właściciele odbierają swoją własność, nie zmniejsza majątku trwałego gminy. Ubywa natomiast budynków nie będących naszą własnością, a którymi zarządzaliśmy.

Wasze ulice, nasze kamienice

Sprawiedliwość dziejową, czyli odzyskiwanie przez prawowitych właścicieli tego, co do nich należy, najlepiej widać na odcinku ul. Piotrkowskiej, od al. Piłsudskiego do pl. Wolności. Owszem, ulica i chodnik są "uspołecznione", ale kamienice komunalne można policzyć na palcach. Ze 139 nieruchomości ulokowanych po obu stronach tego reprezentacyjnego szlaku tylko 21 należy w stu procentach do gminy, a 11 innych częściowo. Gospodarzami 35 kolejnych są wspólnoty mieszkaniowe, a pozostałe w liczbie 72 mają prywatnych właścicieli.

Podobne proporcje muszą być w całym mieście, skoro już prawie 7 na 10 łódzkich domów jest własnością osób fizycznych bądź prawnych (banków, spółek, stowarzyszeń, fundacji itp.)

Najpierw walec, potem plomba

Prywatyzacja Łodzi ma, jak księżyc, oprócz jasnej także ciemną stronę. I nie chodzi tu o "kamieniczników" mieszkających za granicą (szacuje się, że upomniało się o "swoje" tylko około 350 cudzoziemców, głównie z Niemiec, Izraela i Stanów Zjednoczonych). Chodzi o to, że pod prywatnym dachem jest drożej niż pod gminnym. Minimalny czynsz za metr kwadratowy lokalu bez ogrzewania i ciepłej wody oscyluje w granicach 7 zł, a w budynkach komunalnych jest o połowę mniejszy.

Łódzka prywatność jest też smutna i odrapana. Większość kamienic, bo o nich mowa, nie doczekała się dotąd wizyty tynkarzy i malarzy. Pięknie odrestaurowane prywatne posesje przy Piotrkowskiej 89 czy Andrzeja Struga 2, należą do wyjątków. Bywa jeszcze gorzej. Po niejednej neorenesansowej budowli przejechał spychacz i walec, a na sprzedanej działce wyrosła szkaradna plomba. Do rewitalizacji zabytkowej willi przy ul. Wigury zobowiązał się inwestor. Tymczasem w nocy zrobił rozbiórkę, bo zależało mu tylko na atrakcyjnym terenie. Został ukarany mandatem w wysokości... 500 zł.

Bohdan Dmochowski  Express Ilustrowany 2009-09-25