W 2004 roku metr mieszkania w Warszawie sprzedawał się średnio za 3,7 tys. zł. Dziś stawka transakcyjna wynosi 7,2 tys. zł. 
Na ziemi rolnej można było zarobić jeszcze więcej. W ciągu dziewięciu lat zdrożała o 230 proc.

Dla inwestora indywidualnego, czyli takiego, który dysponował ograniczonym kapitałem, najlepszą inwestycją był zakup ziemi. 25 lat temu działki rolne, także te położone w granicach dużych miast, kupowało się za kilka, a potem kilkanaście dolarów za hektar – wspomina Krzysztofa Matysiak, ekspert do spraw nieruchomości w Wealth Solutions. – Uwolnienie gospodarki zaowocowało dużym zapotrzebowaniem na przestrzeń do prowadzenia firm, więc posiadanie gruntu otwierało drogę do zarabiania.

Do Warszawy przejechał przedstawiciel izraelskiej firmy i kupił okazyjnie upadłą fabrykę na Mokotowie. I tak w "najkoszmarniejszym miejscu lewobrzeżnej Warszawy" wyrósł park biznesu.

Eksperci rynku nieruchomości komercyjnych, mieszkaniowych wspominają, co działo się ponad dwie dekady temu, jak powstał rynek pośrednictwa, kredytów, deweloperów.

Pukaliśmy się w czoło...

Tadeusz Żurowski,doradca rynku, Anchor Real Estate:

 - W PRL istniał pokątny rynek gruntów rolnych i mieszkań, a pośrednicy byli traktowani jak cinkciarze. Prawdziwy rynek nieruchomości powstał dopiero 25 lat temu.

Mimo dobrej sprzedaży u deweloperów o hossie na rynku nieruchomości nie ma mowy.

Zdaniem Tomasza Błeszyńskiego, doradcy rynku nieruchomości, rynek pierwotny zmierza do stabilizacji. – Pozostali na nim doświadczeni gracze. Wielu deweloperów zakończyło działalność – mówi Tomasz Błeszyński. – Podaż nowych mieszkań nadal jest bardzo duża. Lokale stoją puste. Ani sytuacja na rynku kredytów hipotecznych, ani program „Mieszkanie dla młodych" nie zachęcają dostatecznie do transakcji.

Zdaniem doradcy do końca roku na rynku niewiele się zmieni. – Kryzys trwa, choć ma łagodniejsze oblicze. Hossa na rynek nieruchomości powróci najwcześniej w 2016 roku – prognozuje.

Brak badania rynku oraz konsultacji z doświadczonymi inwestorami lub odpowiednimi doradcami i kupowanie na oko to główne grzechy początkujących inwestorów.

Osoby z wolnym kapitałem celują najczęściej w mieszkania na wynajem, lokale użytkowe oraz ziemię, gdyż zwłaszcza w tym ostatnim przypadku są kuszeni kilkudziesięcioprocentowymi stopami zwrotu w ciągu roku. Teraz są dobre czasy na rozsądne lokowanie pieniędzy na rynku nieruchomości. Ale klienci, którzy dokonują samodzielnych transakcji, bardzo często ulegają złudnym pokusom niby niskiej ceny czy super lokalizacji. Nie potrafią też ustrzec się pułapek prawnych. Ostatecznie lukratywna inwestycja staje się tylko kłopotem ostrzega Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości.

Ostatnie ćwierćwiecze zmieniło preferencje kupujących mieszkania, ale też technikę ich budowy i standard.

Gdyby przyjrzeć się obecnemu budownictwu mieszkaniowemu w Polsce i porównać je z tym z 1989 r., można odnieść wrażenie, że minęło nie 25 lat, ale przynajmniej 100.

Postęp widać gołym okiem. Czy ćwierć wieku temu marzyliśmy o wieżowcach, w których będziemy mogli mieszkać np. na 30 piętrze? Czy jadąc przez Wrocław, Kraków albo Poznań, przypuszczaliśmy, że po 25 latach tak pięknie zostaną odrestaurowane kamienice, a na obrzeżach miast powstaną nowoczesne osiedla mieszkaniowe i domki jednorodzinne zastanawia się Jarosław Skoczeń, pełnomocnik zarządu w firmie Emmerson. Przypomina, że na warszawskim Tarchominie jeszcze 15 lat temu pasły się krowy, a dziś mieszka tam 150 tys. osób.