Łódź została miastem przy autostradowym pełną gębą, ze wszelkimi tego konsekwencjami - i tymi miastotwórczymi, i tymi destrukcyjnymi. Mityczne już skrzyżowanie autostrad, u którego jakoby leżeliśmy od lat, dopiero 1 lipca stało się bytem realnym, a połączone trasy A1 i A2 zaczęły na Łódź oddziaływać z niespotykaną dotąd siłą.
Oddanie kluczowego, od lat wyczekiwanego odcinka A1 Stryków-Tuszyn z miejsca przeobraziło Łódź w miasto bardziej przyjazne do życia, ale też pełne nowych, czasem niespodziewanych wyzwań. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie zrobiła pomiarów ruchu na nowo otwartym odcinku A1, jednak symptomatyczny jest widok z kamer GDDKiA, choćby na osławione rondo w Strykowie. Tam, gdzie wcześniej stało się kilkanaście minut, czasem i godzinę, dziś jest niemal pusto.
Z Tomaszem Błeszyńskim, ekspertem rynku nieruchomości, rozmawia Piotr Brzózka.
Na mapach Łódź od lat leżała obok skrzyżowania autostrad, od lat kusiliśmy inwestorów tą unikatową lokalizacją, jednak dopiero teraz rzeczywistość dopasowała się do przedwcześnie wyrysowanych map i zbyt optymistycznych folderów reklamowych. Czy należy się w związku z tym spodziewać wysypu nowych inwestycji, głównie w branży logistycznej, ale też na przykład - produkcyjnej?
Położona w środku Polski Łódź przez lata była źle skomunikowana. Wszystkie partie polityczne, posłowie, prezydenci miast zabiegali o autostrady, krzyczeli, że trzeba Łódź skomunikować z Polską, a kiedy to się stanie, to Łódź odżyje, to będą nowe inwestycje, większe zainteresowanie miastem.
Miliony złotych na Orientarium z miejskiej kasy?
Władze miasta, odkąd tylko ogłosiły pomysł budowy w Łodzi nowoczesnego Orientarium w łódzkim zoo, zapewniają że mieszkańcy nie dołożą do tego ani złotówki.
Miejska kasa miała zostać nietknięta. Miała, bo magistrat już do tej pory wziął z niej na inwestycję kilka milionów i na pewno weźmie jeszcze więcej. Niewykluczone nawet, że będzie dokładać gotówkę już po uruchomieniu nowych pawilonów.
Ile dokładnie? Tego nikt nie wie, ale na wszelki wypadek w dokumentach zapisano setki milionów złotych.
Miasto traci na tym, że w prywatnej kamienicy handluje się dopalaczami. Za to uciążliwe sąsiedztwo domaga się odszkodowania od właściciela kamienicy, w której mieści się sklep z używkami. Straty miejscy prawnicy wyceniają na milion złotych.
Zaczyna się kolejna odsłona walki urzędników z dopalaczami. Pozew, który w magistracie zapowiadali w ubiegłym tygodniu, jest już gotowy. Dziś zostanie złożony w sądzie okręgowym. - Jesteśmy zdania, że choć handel dopalaczami nie jest prowadzony w budynku należącym do miasta, ma negatywny wpływ na okolicę. Cierpią nie tylko mieszkańcy, którzy doświadczają uciążliwych zachowań klientów, ale także miasto - tłumaczy Barbara Mrozowska-Nieradko, sekretarz miasta. - Nasze nieruchomości sąsiadują z kamienicą, w której sprzedaje się dopalacze. Przez to łodzianie, najemcy, są niezadowoleni z sąsiedztwa, myślą o wyprowadzce. Takie sąsiedztwo sprawia, że wartość naszych nieruchomości spada. Na tym postanowiliśmy oprzeć nasz pozew przeciwko właścicielom nieruchomości, którzy wynajęli swoją powierzchnię na handel dopalaczami.
Czy są chętni na pakiety mieszkaniowe? Jak inwestorzy finansują zakup?
Pakietowych zakupów nieruchomości właściwie już nie ma mówi pośredniczka Joanna Lebiedź z agencji Re/Max Action. Przynajmniej nie na taką skalę jak w latach 20072008. Część inwestorów do dziś nie może wyjść z tych inwestycji z oczekiwanym zyskiem. I nie chodzi o to, że mieszkania te nie są sprzedawalne. Po prostu nie można zarobić tyle, ile się spodziewano zarobić. Czasem trzeba się nawet liczyć ze stratą.