Miasto traci na tym, że w prywatnej kamienicy handluje się dopalaczami. Za to uciążliwe sąsiedztwo domaga się odszkodowania od właściciela kamienicy, w której mieści się sklep z używkami. Straty miejscy prawnicy wyceniają na milion złotych.
Zaczyna się kolejna odsłona walki urzędników z dopalaczami. Pozew, który w magistracie zapowiadali w ubiegłym tygodniu, jest już gotowy. Dziś zostanie złożony w sądzie okręgowym. - Jesteśmy zdania, że choć handel dopalaczami nie jest prowadzony w budynku należącym do miasta, ma negatywny wpływ na okolicę. Cierpią nie tylko mieszkańcy, którzy doświadczają uciążliwych zachowań klientów, ale także miasto - tłumaczy Barbara Mrozowska-Nieradko, sekretarz miasta. - Nasze nieruchomości sąsiadują z kamienicą, w której sprzedaje się dopalacze. Przez to łodzianie, najemcy, są niezadowoleni z sąsiedztwa, myślą o wyprowadzce. Takie sąsiedztwo sprawia, że wartość naszych nieruchomości spada. Na tym postanowiliśmy oprzeć nasz pozew przeciwko właścicielom nieruchomości, którzy wynajęli swoją powierzchnię na handel dopalaczami.
Pozew jako postrach
Aby skorzystać z takiej możliwości prawnej urzędnicy musieli sprawdzić, czy kamienica, w której jest sklep z dopalaczami, sąsiaduje bezpośrednio z miejskimi nieruchomościami. - Tak jest z całą pewnością w przypadku sklepu przy ulicy Nawrot, dlatego pierwszy pozew właśnie tej nieruchomości dotyczy - mówi Mrozowska-Nieradko. Prawnicy miasta sprecyzowali oczekiwania wobec właścicieli kamienicy: żeby ograniczyli możliwość sprzedaży dopalaczy. To nie koniec. Miasto domaga się za szkodliwą dla siebie działalność odszkodowania w wysokości miliona złotych, a dodatkowo stu tysięcy złotych na rzecz fundacji zajmującej się walką z uzależnieniami. Mrozowska-Nieradko: - Jak szybko rozpocznie się proces, zależy teraz od sądu. Wiem, że taki pozew, a nawet ewentualna wygrana, to nie jest złoty środek na walkę z dopalaczami. Ale skoro brakuje innych prawnych rozwiązań, to może chociaż podziała odstraszająco zarówno na tych, którzy chcą wynająć swoją powierzchnię handlarzom, jak i tym, którzy już to zrobili, i może przestraszą się konsekwencji.
Sanepid wciąż kontroluje
Póki co handel nie zamiera. Po kilkutygodniowej przerwie dopalacze wróciły na Nawrot - a skoro prewencyjnie rozkopany jest chodnik, handlują od zaplecza. Działa także punkt na Rzgowskiej. Przez jakiś czas sprzedaż była wstrzymana, bo robotnicy wodociągów rozkopali asfalt przy wejściu. Ale dziura została zasypana, a tłumy klientów bez przeszkód robią zakupy. - Oprócz tego w Łodzi działają jeszcze dwa sklepy, które pod przykrywką działalności lombardowej handlują dopalaczami - mówi Urszula Jędrzejczyk, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łodzi. - Wiemy, że policjanci mają zgłoszenia o kolejnych takich punktach. Nie ustajemy w walce z tymi używkami. Robimy kontrole w asyście funkcjonariuszy, pobieramy próbki znalezionych substancji. W ostatnich dniach szef punktów przy Nawrot i Rzgowskiej dostał od nas po raz kolejny nakaz natychmiastowego zaprzestania działalności. A handel wciąż trwa. Skierowaliśmy też kolejne doniesienie do prokuratury, bo zatruci dopalaczami wskazywali na nazwę preparatu, który mogli kupić tylko w jednym z punktów. Naszym zdaniem jest to więc oczywiste, że doszło do przestępstwa narażenia życia i zdrowia. Dopalaczami zajmują się także policjanci. Ostatnią kontrolę - na prośbę mieszkańców Rzgowskiej - przeprowadzili dwa dni temu. - Zabezpieczyliśmy kilkadziesiąt porcji dopalaczy, które na pewno zostaną przekazane do badań - mówi aspirant sztabowy Radosław Gwis z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Nie odpuszczą
W magistracie trwają intensywne prace nad przygotowaniem kolejnego pozwu. - Zbieramy materiały, aby mieć absolutną pewność, że inne budynki z dopalaczami sąsiadują z miejskimi nieruchomościami - mówi Mrozowska-Nieradko. - Konsekwentnie będziemy pozywać wszystkich właścicieli nieruchomości, którzy zdecydują się wynajmować lokale pod tego typu działalność - mówi mecenas Jarosław Stasiak, który prowadzi sprawę w imieniu magistratu. - Miasto nie może tolerować tego typu praktyk, które oprócz ogromnych strat społecznych, powodują także wymierne szkody dla majątku miasta. Jedynym sposobem na uniknięcie uciążliwych procesów, kosztów z nimi związanych i narażenia się na wielomilionowe odszkodowania jest odstąpienie przez właścicieli kamienic od zawartych umów i niepodpisywanie podobnych w przyszłości. Na pewno nie odpuścimy.
Komentarz Tomasz Błeszyński doradca rynku nieruchomości
Żeby było jasne jestem przeciw sprzedawaniu dopalaczy w każdej postaci i formie. Ale tym procesem miasto Łódź w perspektywie robi sobie poważna krzywdę. Jeśli wygra tą sprawę z tytułu powództwa o "uciążliwe sąsiedztwo" ciekawy jestem uzasadnienia takiego wyroku. W przyszłości ten precedensowy wyrok może stanowić świetną podstawę i materiał do kolejnych procesów, ale tym razem przeciwko miastu również. Za "uciążliwe sąsiedztwo" pozywać do sądu będą właściciele prywatnych kamienic sąsiadujących z zaniedbanymi miejskimi nieruchomościami. Nie rozumiem, dlaczego trzeba sięgać o takich sposobów jak remonty chodników, sieci kanalizacyjnych przed sklepami z dopalaczami czy tego typu powództwa odszkodowawcze. Dlaczego przez tyle lat nie przygotowano stosownych regulacji prawnych i sankcji za łamanie prawa w tym zakresie? Poprzedni rząd wielokrotnie obiecywał skutecznego rozwiązania tego narastającego z roku na rok problemu.
Agnieszka Urazińska Gazeta Wyborcza 11-07-2016
Źródło:https:/dopalacze-w-lodzi-miasto-domaga-sie-miliona-zlotych-odszkodowania.html