Setki zabytkowych dworków, pałaców i zamków, najczęściej w stanie ruiny, czekają na inwestorów, którzy zamienią je w hotele czy pensjonaty. Tylko czy to dobry interes? Raczej nie dla kogoś, komu zależy na szybkim pomnażaniu swoich pieniędzy.

W najbliższych dniach pierwsi goście zawitają do luksusowego hotelu, w który zamienili podwrocławski Zamek Topacz Dorota i Tomasz Kurzewscy. Jak podkreśla właścicielka, zamek jest sercem całego kompleksu. Aż trudno w to uwierzyć, ale jeszcze kilkanaście lat temu sam zamek i otaczające go zabudowania były w strasznym stanie. Dorota Kurzewska przyznaje, że gdyby wówczas wiedziała, co ją czeka, najpewniej nie zdecydowałaby się na to przedsięwzięcie.

Miał być plan zdjęciowy...

Początkowo Kurzewscy nie mieli zamiaru zostać hotelarzami. Są bowiem założycielami i większościowymi właścicielami Grupy ATM, która produkuje dla telewizji m.in. takie seriale jak "Ranczo" czy "Świat według Kiepskich". A ponieważ siedziba tej firmy mieści się w Bielanach Wrocławskich, Kurzewscy szukali w pobliżu nieruchomości, w której mogliby realizować swoje produkcje. Świetnie nadawał się do tego dawny magazyn cukru o powierzchni ok. 800 m kw. Sęk w tym, że był on jednym z kilku budynków otaczających mały zamek-strażnicę, który - jak podaje jedno ze źródeł - w XIV wieku wybudował zakon templariuszy. W XVII wieku do wieży dobudowano renesansową rezydencję. W tym stanie przechodził z rąk do rąk właścicieli ziemskich. Pod koniec XIX wieku właścicielem całego obiektu została spółka cukrownicza Rath, Schöller & Skene, która zapłaciła za niego 300 tys. talarów (w tym czasie za beczkę piwa płacono 3 talary). Po wojnie było tam podobno najpierw więzienie NKWD, a potem UB, następnie zakład wychowawczy Lasowo i PGR. W 1995 r. obiekt kupił prywatny właściciel, który nie kiwnął jednak palcem w sprawie remontu. Zrobili to dopiero Kurzewscy.

...a powstał hotel

Dorota Kurzewska opowiada, że początkowo wszystko szło jak po grudzie. Przez ponad dwa lata inwestycję wstrzymywali archeolodzy, którzy natrafili w tym miejscu na dawną osadę. Trzeba było uzbroić teren, czyli doprowadzić m.in. wodociąg i kanalizację. Właściciele zapewnili też mieszkania 16 rodzinom, które zastali w tych budynkach. Ponadto odkopano zarośnięty staw i dwie rzeki, naprawiono jaz oraz uruchomiono małą elektrownie wodną. Same budynki wymagały zaś osuszenia i zaizolowania przed wilgocią. Na szczęście Kurzewskim dobrze układała się współpraca z konserwatorem zabytków. Poznali też ludzi, od których mogli się uczyć. Przedsięwzięcie pochłonęło mnóstwo pieniędzy. Dorota Kurzewska nie zdradza nam ile, ale w jednym z serwisów znaleźliśmy wywiad, w którym mówi o kilkudziesięciu milionach złotych włożonych w remont. - To inwestycja na dziesięciolecia. Ale dobrze, że do utrzymania nie musimy dopłacać, bo kompleks hotelowy zaczął zarabiać - mówi jego właścicielka. I dodaje, że zatrudnienie znalazło tam już ok. 100 osób. Na hotel Kurzewscy zaadaptowali najpierw cztery budynki, których nazwy pochodzą od ich historycznego przeznaczenia: budynek Rządcówki, Spichlerz, budynek Oficyny i Domek Ogrodnika. A obecnie dołącza do nich najważniejszy budynek, od którego nazwę zaczerpnął cały kompleks - Zamek Topacz. Jest w nim dziewięć pokoi, a ponadto spa, sala konferencyjna z kominkiem i tarasem, przyzamkowa kaplica oraz restauracja.

Dla wielu zabytek to kłopot

Doradca rynku nieruchomości Tomasz Błeszyński uważa, że zabytkowe nieruchomości mogą być i są fantastycznym materiałem na dobrą inwestycję. Niestety, odrestaurowywanie zabytków wymaga bardzo dużych pieniędzy i czasu. Dlatego zainteresowanie nimi nie jest duże. - Pamiętam, jak w połowie lat 90. dla wielu firm posiadanie siedziby w zabytkowym pałacyku było nobilitacją. Inwestowały więc w rzadko pojawiające się wtedy na rynku obiekty zabytkowe - wspomina Błeszyński.

- Obecnie mamy do czynienia wręcz z wysypem takich nieruchomości, specjalistyczne portale internetowe wprost uginają się od ofert. Ekspert przyznaje, że w dość powszechnym przekonaniu posiadanie zabytkowej nieruchomości to kłopot. - Trudno się z tym nie zgodzić, bo regulacje prawne dotyczące ochrony nieruchomości zabytkowych nie są przyjazne dla inwestorów. Czasem to dobrze, a czasem źle, bo diabeł moim zdaniem tkwi w szczegółach - mówi Błeszyński. I dodaje, że wykonując na zlecenie inwestorów czy deweloperów opinie czy ekspertyzy dotyczące posiadanych przez nich zabytkowych nieruchomości, odnosi wrażenie, że nie wszyscy orientują się, jakie obowiązki niesie ze sobą bycie właścicielem zabytku.

- Brak elementarnej wiedzy jest czasem widoczny gołym okiem. Wielu kupiło za bezcen nieruchomości i kombinuje, jak szybko się na nich wzbogacić. Nie interesuje ich historyczny charakter nieruchomości, siła tradycji czy unikatowa architektura. Błeszyński opowiada, że niektórzy inwestorzy z góry zakładają, że zabytek to kłopot, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć, aby bez przeszkód zagospodarować oczyszczoną działkę. Najpopularniejszą metodą przez nich stosowaną jest odbudowywanie zabytkowej nieruchomości poprzez jej... rozbieranie.

- Wszyscy myślą, że obiekt odzyska dawną świetność, a on sukcesywnie popada w ruinę. Wszystko po to, by doprowadzić do stanu zagrożenia i rozebrać nieruchomość w imię wyższej konieczności. Moim zdaniem ta rabunkowa gospodarka zabytkami doprowadziła do tego, że więcej ich znika z powierzchni właśnie teraz, w czasie pokoju, niż podczas wojny - komentuje Tomasz Błeszyński.

Na ratunek zabytkom Tymczasem tylko na Dolnym Śląsku jest ponad 500 pałaców i dworów, które wymagają pilnego remontu - twierdzą pasjonaci ratowania zabytków, którzy od ponad trzech lat prowadzą akcję "Polska Dolina Loary". Przede wszystkim postawili oni sobie za cel nagłośnienie tego naglącego problemu i tym samym zwiększenie szansy na dotarcie do potencjalnych inwestorów.

Z myślą o nich powstał portal Residence Navigator oraz anglo- i niemieckojęzyczne wersje profili "Polskiej Doliny Loary" na Facebooku. Na portalu potencjalni inwestorzy mogą znaleźć informacje o nieruchomościach wystawionych na sprzedaż, podpowiedzi prawne, wywiady z właścicielami zabytków, bazę firm pomocnych przy kupowaniu lub remontowaniu zabytków czy informacje o dotacjach, o które mogą się starać inwestorzy. Ci, którzy chcieliby kupić zabytek od Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR), mogą liczyć na 50-proc. bonifikatę od ceny uzyskanej na przetargu. Bonifikata przyznawana jest tym, którzy zobowiążą się do wykonania prac renowacyjnych w wyznaczonym terminie pod okiem wojewódzkiego konserwatora zabytków. Dodajmy, że ANR oferuje obecnie 29 tego typu nieruchomości, najwięcej właśnie w województwie dolnośląskim.

Marek Wielgo Gazeta Wyborcza  31-12-2015