Kupują na łapu capu, flipują, urządzają castingi, windują ceny, co kilkanaście dni.
Ostatnie dni na rynku mieszkaniowym to, zdaniem doradców i pośredników, istne szaleństwo. Winowajcą zamieszania jest kredyt 2 proc. i jego niejasna przyszłość.
Krzysztof Kabaj, członek zarządu PFRN: Właściciele mieszkań wygrali los na loterii, bo sprzedaje się w zasadzie wszystko, co mieści się w pułapie kredytu 2 proc.
Tomasz Błeszyński, prezydent Federacji Porozumienie Polskiego Rynku Nieruchomości: Deweloperzy mają teraz trudny orzech do zgryzienia. Marek Kloc, Nowoczesny Pośrednik: Codziennie kilka osób ogląda mieszkanie wystawione na sprzedaż.
Mateusz Kaczorowski, prezes Bielsko-Częstochowsko-Katowickiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami: Deweloperzy podnoszą ceny, co kilkanaście dni.
Janusz Tomczak, członek zarządu trójmiejskiego Dom&House Nieruchomości: Wyhamowała sprzedaż mieszkań i domów w cenie 1-2 mln zł, choć popyt nie zmalał.
Kredyt 2 proc. wciąż wywołuje zamieszanie na rynku mieszkaniowym. Pierwszym jego efektem jest wzrost cen. - Z całą stanowczością można stwierdzić, że ustawodawca nie przewidział takich efektów wprowadzenia kredytu na preferencyjnych warunkach, tym bardziej, że jednym z haseł wyborczych głoszonych jeszcze w okresie wakacji było obniżenie cen nieruchomości - podkreśla Krzysztof Kabaj, członek zarządu Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
Kupi mieszkanie ten, kto da więcej
Rynek rozgrzany jest do czerwoności. To istne wariactwo. Nowe oferty mieszkań łapiących się na kryteria kredytu 2 proc. - jeżeli już się pojawiają - są w stanie się sprzedać w ciągu kilku godzin od publikacji ogłoszenia - opisuje Krzysztof Kabaj, członek zarządu Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
Są to głównie kawalerki, mieszkania dwupokojowe, a zdecydowanie rzadziej - trzypokojowe i większe. Problem dotyczy głównie dużych miast, może z wyjątkiem Łodzi. Konkretna lokalizacja nie ma w tym momencie większego znaczenia.
- Kupujący są w stanie zweryfikować swoje preferencje tylko po to, żeby w pewnej perspektywie czasu zaoszczędzić na kosztach kredytu. Co ciekawe - negocjacje nie są aktualnie nastawione na zbicie ceny ofertowej, ale na jej wywindowanie w górę, czyli mówiąc krótko - kupi mieszkanie ten, kto da więcej - dodaje Krzysztof Kabaj.
Najbardziej jaskrawy przykład. Oferta z Krakowie. Właściciel wystawił na rynek mieszkanie za 450 tys. zł, ale po wprowadzeniu kredytu 2 proc. już dwa miesiące później oferował ten sam lokal za 600 tys. zł, bo wciąż „łapał się” na kryteria programu.
- Sprzedający w zasadzie wygrali los na loterii, ponieważ sprzedaje się w zasadzie wszystko, byleby tylko cena nieruchomości nie przekraczała górnego pułapu cenowego kredytu 2 proc. - przyznaje Krzysztof Kabaj.
Właściciele mieszkań wygrali los na loterii
W dłuższej perspektywie skorzystają jednak wszyscy sprzedający, nawet, jeżeli kredyt 2 proc. nie będzie już udzielany lub pojawi się na nowych, trudniejszych warunkach.
- Ceny nieruchomości, jeżeli w ogóle spadną, to w dłuższej perspektywie czasowej, ze względu na mocno rozgrzane apetyty sprzedających - prognozuje Krzysztof Kabaj.
Jednak, w momencie popytu kilkusetkrotnie przekraczającego podaż, nie ma mowy o obniżkach.
- Jeżeli te wskaźniki się wyrównają, sprzedający będą skłonni do negocjacji ceny w sposób, do którego byliśmy przyzwyczajeni, tj. w dół. Wydaje się wysoce prawdopodobne, że będzie to wynik indywidualnych rozmów, a nie generalnego obniżenia cen na całym rynku mieszkaniowym - dodaje Krzysztof Kabaj, członek zarządu Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
Deweloperzy mają trudny orzech do zgryzienia
Sytuacja na rynku nieruchomości jest obecnie bardzo ciekawa. Z jednej strony kredyt 2 proc. rozruszał sprzedaż mieszkań. W związku z tym deweloperzy powinni uruchomić inwestycje, aby zaspokoić popyt. Jednak z drugiej - nie wiadomo, jak będzie wyglądało finansowanie rynku mieszkaniowego w 2024 r.
Deweloperzy mają teraz trudny orzech do zgryzienia. Mogliby uruchomić inwestycje, ale zastanawiają się nad tym, co będzie, gdy to zrobią i zostaną z dużą pulą mieszkań, które trudno będzie sprzedać - tłumaczy Tomasz Błeszyński doradca rynku nieruchomości, prezydent Federacji Porozumienie Polskiego Rynku Nieruchomości.
Rynek zakupów mieszkań bardzo się ożywił, zarówno w segmencie pierwotnym, jak i wtórnym.
- Z jednej strony są klienci kupujący mieszkania na łapu capu, chcący tylko skorzystać z dopłaty do kredytu. Są też osoby podchodzące do tego z rozsądkiem i spokojem. Przecież nie sztuką jest kupić jakiekolwiek mieszkanie, ale takie, które będzie przez lata spełniało nasze wymagania, a z biegiem czasu stanie się dodatkowo dobrą lokatą kapitału - wyjaśnia Tomasz Błeszyński.
Na rynku mieszkaniowym kwitnie fliping
Pobudzona podaż sprzyja też inwestycyjnemu kupowaniu mieszkań.
- Ubóstwo mieszkaniowe w kraju jest duże, więc zawsze znajdzie się ktoś, komu kupione i wyremontowane mieszkanie będzie można sprzedać za wyższą cenę. Fliping jest korzystny przy okazyjnych zakupach, a sprzedaż dobra przy niskiej podaży mieszkań - wyjaśnia Tomasz Błeszyński.
Prezydent Federacji Porozumienie Polskiego Rynku Nieruchomości potwierdza, że największe wzięcie mają lokale -jedno i dwupokojowe w każdej lokalizacji. Na większe metraże trzeba dłużej szukać amatora, bo ich cena niekiedy dorównuje małym domkom na obrzeżach miasta.
- Własne mieszkanie zawsze było i jeszcze długo będzie dobrem luksusowym, na które nie każdego stać. Alternatywą jest rynek wynajmu mieszkań, który powinien oferować energooszczędne lokale z przystępnym czynszem - przyznaje Tomasz Błeszyński.
Kilka osób ogląda mieszkanie codziennie
Wysoki popyt na mieszkania z rynku wtórnego wywołany jest nie tylko rozgrzanym przez BK2 proc. rynkiem.
Dziś inwestowanie w nieruchomości jest bardzo modne. Polacy mają dużo odłożonych pieniędzy na kontach, które topnieją przez inflację, dlatego rośnie zainteresowanie nieruchomościami - tłumaczy Marek Kloc, właściciel działającej w woj. lubelskim firmy Nowoczesny Pośrednik.
Jego zdaniem, nieruchomości w ostatnich 10 latach podrożały o 100 proc. Dekadę temu mieszkanie warte 250 tys. zł, dziś kosztuje 500 tys. zł.
- Nie każdy pracujący na etacie odłoży 250 tys. w takim okresie. Ta świadomość powoduje, że ludzie kupują nieruchomości, jako inwestycje długoterminowe. Niedawno wpłaciłem wadium na licytację organizowaną przez jednostkę Skarbu Państwa. Gdy zapytałem o zainteresowanie, okazało się, że codziennie kilka osób ogląda mieszkanie - opisuje Marek Kloc.
Małe mieszkania są w cenie
- Taniej nie będzie - dodaje właściciel Nowoczesnego Pośrednika. Ceny szybują, szczególnie w segmencie niewielkich metraży.
- Znam miasta, w których praktycznie nie ma w obrocie małych mieszkań na poszukiwanych niskich piętrach. Jeśli się pojawiają, to automatycznie ich cena jest zdecydowanie wyższa od lokalu na drugim lub trzecim piętrze - wylicza Marek Kloc.
Pośrednik dodaje, że zauważalne coraz częściej jest kupowanie całych kamienic i bloków przez fundusze zagraniczne.
- Nie tak dawno jeden z zagranicznych funduszy kupił w Polsce ponad tysiąc mieszkań, które mają być wynajmowane. Ta wiedza zachęca ludzi do szybszego podejmowania decyzji o zakupie mieszkania, bo ilość oddawanych przez deweloperów lokali jest wciąż za mała - podkreśla Marek Kloc.
Profesjonaliści odchodzą od castingów
Czy na śląskim rynku mieszkaniowym też odbywa się wyścig na kupienie czegokolwiek?
Castingi nie dają pozytywnego efektu. Klienci już znają techniki sprzedających. W środowisku profesjonalistów odchodzi się od takich praktyk - tłumaczy Mateusz Kaczorowski, prezes Bielsko-Częstochowsko-Katowickiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami.
- Schodzi wszystko, ale nie zawsze jest to transakcja ostateczna. Sporo osób, mając odłożoną gotówkę, albo łącząc siły z innymi, kupuje mieszkania do remontu, żeby odsprzedać je z zyskiem. Słyszałem też o castingach, ale to zabieg, który nie daje pozytywnego efektu. Klienci już znają techniki stosowane przez sprzedających. W środowisku profesjonalistów obserwuję tendencję, w której odchodzi się od takich praktyk - tłumaczy Mateusz Kaczorowski, prezes Bielsko-Częstochowsko-Katowickiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami.
Jego zdaniem, kredyt 2 proc. nie sprawił, że mieszkań na rynku jest więcej, ale powiększył grono osób, które stać na zaciągnięcie zobowiązania.
- A ceny rosną. Wystarczy spojrzeć na cenniki deweloperów, którzy podnoszą je, co kilkanaście dni - dodaje Mateusz Kaczorowski.
Tanie mieszkania pędzą, drogie - hamują
Spory ruch w sprzedaży mieszkań przeżywa też rynek trójmiejski.
- Przez ograniczenia związane z kredytem 2 proc. i poziomem trójmiejskich cen, dotyczy głównie lokali -dwu, trzypokojowych poza ścisłym centrum. Lokale w cenach do 500-600 tys. wyprzedawały się w ostatnim półroczu niezwykle szybko - przyznaje Janusz Tomczak, członek zarządu trójmiejskiego Dom&House Nieruchomości.
Wyhamowały mieszkania i domy droższe, w cenie 1-2 mln zł, choć popyt wcale nie zmalał. Z kolei rynek premium kieruje się swoją własną logiką kształtowaną przez indywidualne decyzje zamożnych klientów.
- Cały czas w tym segmencie coś się dzieje. Klienci nadal chętnie inwestują, uciekając przed spadkiem wartości pieniądza - tłumaczy Janusz Tomczak.
Propertynews.pl 22.12.2023
Źródło:https://www.propertynews.pl/mieszkania/szalenstwo-na-rynku-mieszkaniowym/
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.