Sprzedaż mieszkań na rynku wtórnym i pierwotnym rok do roku spadła o prawie 40 procent.
Ale małe mieszkania nadal schodzą jak świeże bułeczki, a właściciele decydują się na organizowanie licytacji.
Pan Bartłomiej sprzedał mieszkanie, nawet nie zamieszczając ogłoszenia. Rozpuścił wieść wśród znajomych. Zrobiła się kolejka chętnych.
– Sprzedawałem 25-metrowe mieszkanie w Rzeszowie za cenę 9 tys. zł za m kw. Potrzebowałem szybko przeprowadzić transakcję, bo wyjeżdżam. Powiedziałem o tym znajomym. Zgłosiło się wielu chętnych – opowiada.
Pierwsza z zainteresowanych osób chciała kupić mieszkanie na kredyt.
– To był bliski znajomy, więc dałem mu 3 dni na ogarnięcie sprawy. Okazało się jednak, że kredytu nie dostanie. Ma już jedno zobowiązanie i bank odmówił kolejnego kredytu przy otrzymywanych zarobkach. Mieszkanie, za gotówkę, kupił inny znajomy, drugi w kolejce oczekujących. Reszta, cóż, pozostała niezadowolona – opowiada pan Bartłomiej.
Przyznaje, że nie spodziewał się aż tak dużego zainteresowania kawalerką.
– Dużo ostatnio mówi się o spadku zdolności kredytowej i kłopotach ze sprzedażą mieszkań. Obawiałem się, że będę miesiącami sprzedawał mieszkanie, a poszło w kilka dni, a ilu było chętnych – wspomina. Z perspektywy czasu ocenia, że mógł zarobić na mieszkaniu nawet 20 tys. zł więcej. Bardziej jednak niż na pieniądzach zależało mu na szybkiej transakcji.
Kto da więcej?
Nie wszyscy jednak mają podobne podejście, czego doświadczyła pani Elżbieta. Na początku roku zaczęła rozglądać się za mieszkaniem dla córki. Ta jest studentką i wynajmuje mieszkanie.
– Z wynajmem mamy sporo kłopotu. Trudni współlokatorzy, którzy preferują imprezowy styl życia, ale i trudny właściciel, z którym w wielu kwestiach nie sposób się porozumieć. Córka prosi od dłuższego czasu o kupno nowej kuchenki. W obecnej piekarnik jest gazowy, odpala się go za pomocą zapalniczki. Młodzież nie wie, jak go obsłużyć. Oni z takimi piekarnikami nie mieli do czynienia. Przez to jest obawa, że coś złego się wydarzy. Właściciel nie jest jednak zainteresowany jakimikolwiek inwestycjami – zauważa pani Elżbieta.
Kobieta rozpoczęła poszukiwania mieszkania do kupienia w połowie grudnia. Przed świętami obejrzała kilka mieszkań.
– Spodobało nam się jedno, 30-metrowe mieszkanie, na 3. piętrze. Cena wcale niemała. Minus, bo blok bez windy. Daliśmy sobie trochę czasu do namysłu i tuż po Nowym Roku zadzwoniliśmy do agencji nieruchomości, która obsługiwała sprzedaż. Wyraziliśmy chęć zakupy. Agentka powiedziała, że skontaktuje się z właścicielką i da znać, co dalej. Zadzwoniła 10 minut później i mówi, że mieszkanie chce kupić ktoś ze znajomych właścicielki i daje 2 tys. zł więcej. Jeśli to my chcemy kupić, mamy zapłacić 4 tys. zł drożej. Byłam w szoku – opowiada pani Elżbieta.
Poinformowała agentkę, że nie zapłaci więcej i podziękowała za kontakt.
– Jakież było moje zdziwienie, gdy agentka zadzwoniła 2 godziny później i powiedziała, że jednak znajomi właścicielki się rozmyślili i możemy nabyć mieszkanie po cenie wyjściowej – mówi pani Elżbieta. Kobieta zastanawia się, czy to przypadek, czy wzięła udział w licytacji ceny. A może to agencja próbowała ugrać coś więcej dla siebie?
Zwykłe chciejstwo
Tę ostatnią opcję wyklucza Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości.
– Co do zasady to właściciel ustala cenę, a nie pośrednik. Pośrednik tylko przekazuje dane o aktualnej cenie i warunkach sprzedaży oferty. Nie sądzę, by pośrednikowi zależało na pobijaniu ceny, bo przecież klienci mogą się rozmyślić, jak cena będzie wygórowana – zauważa.
Jak mówi, pośrednikowi zależy na zrealizowaniu transakcji, bo to jest jego praca zawodowa, a jeśli cena będzie rosła, to prawdopodobieństwo zrealizowania transakcji zmaleje.
– Moim zdaniem w tym przypadku to jest typowe działanie sprzedającego. Poczuł, że klienci interesują się jego mieszkaniem, to, czemu by nie spróbować jeszcze trochę zyskać? Tak naprawdę skutek w takich przypadkach jest odwrotny, bo klienci, jak widzą, że ktoś tak z marszu zmienia ceny, bo jest zainteresowanie, to raczej takiej oferty nie będą już chcieli kupić. Ja to nazywam chciejstwem – mówi Tomasz Błeszyński.
To zjawisko, jak twierdzi, zawsze było i będzie.
– Chciejstwo to ciekawa kategoria pseudoekonomiczna, która z powodzeniem rządzi nie tylko na rynku nieruchomości. Chciejstwo jest podstawowym czynnikiem cenotwórczym, jego mechanizm jest bardzo prosty: opiera się na zasadzie, jak najdrożej sprzedać, wynająć bez względu na wszystko. Nieważne, co oferuję, jakie zalety i wady ma np. mieszkanie – liczy się tylko zaspokojenie jak najwyższego poziomu chciejstwa. Bo moją nieruchomość jest tak wyjątkowa i cenna, że nie ma mowy, by kosztowała taniej. Przecież nikt lepiej się na tym nie zna, jak tylko jej właściciel – wyjaśnia Tomasz Błeszyński.
Jego zdaniem pośrednik w obrocie nieruchomościami musi znaleźć swoje miejsce między tym, który chce drogo sprzedać, a tym, który chce tanio kupić.
Albo małe, albo wcale
Sytuacja na rynku nieruchomości sprzyja właścicielom małych mieszkań. Te schodzą jak świeże bułeczki. Wszystko, dlatego, że aktywni na rynku są inwestorzy, którzy polują na mieszkania na wynajem, płacąc za nie gotówką. Na takie mieszkania łatwiej też otrzymać kredyt. Po podwyżkach stóp procentowych i wydanej w kwietniu, 2022 r. rekomendacji KNF, wielu Polaków straciło zdolność kredytową, innym znacząco się zmniejszyła.
Z raportu „Barometr Metrohouse i Credipass" wynika, że singiel mający umowę o pracę na czas nieokreślony i zarabiający na rękę 5 tys. zł, mógł liczyć we wrześniu 2021 r. na nawet 485 tys. zł kredytu na 30 lat, który pokrywałby 80 proc. ceny mieszkania w Warszawie. W listopadzie 2022 r. zdolność kredytowa tej osoby wyniosła już tylko 240 tys. zł. Rodzina z dwójką dzieci i łącznym dochodem 8 tys. zł netto otrzyma obecnie w banku 256 tys. zł, wobec 492 tys. zł w 2021 r. Wielu Polaków stoi przed wyborem: małe mieszkanie albo wcale. To ma odbicie w statystykach. Coraz trudniej sprzedać duże mieszkania. Problem istnieje nie tylko na rynku wtórnym, ale i pierwotnym. Deweloperzy do dużych mieszkań przyciągają promocjami.
Otodom Analytics podaje, że do końca listopada w siedmiu największych miastach sprzedano łącznie 37,3 tys. nowych lokali, podczas gdy w całym 2021 r. było ich 65,7 tys.
Justyna Sobolak Wyborcza.biz 10.01.2023
Źródło:https://wyborcza.biz/biznes/boj-o-male-mieszkania-nagle-cena-wzrosla-o-4-tys/
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Foto:Tomasz Błeszyński