Za cenę lokalu w Warszawie można kupić dwa podobne w kilku innych miastach: Łodzi, Białymstoku, Olsztynie czy Bydgoszczy. Ale 25 proc. kredytów hipotecznych branych jest w stolicy.
W Katowicach kupujący wydawali średnio na lokal w ostatnich tygodniach 2013 r. 164 tys. zł, w Łodzi 199 tys. zł, w Białymstoku ok. 200 tys. zł podają analitycy Centrum Amron i ZBP. Z kolei z analiz Emmerson Evaluation wynika, że w Olsztynie czy Bydgoszczy średnia cena transakcyjna za lokum z drugiej ręki wynosiła w ub. r. odpowiednio 195 i 197 tys. zł, natomiast w Gorzowie Wielkopolskim 148 tys. zł.
Drogie metry na kredyt
Najdrożej mimo spadków cen i zastoju na rynku w wtórnym nadal jest w Warszawie. Tu średnia kwota wydawana na lokal wyniosła na koniec ub. r. 436 tys. zł według Centrum Amron (które bada stawki nowych i używanych lokali) lub 396 tys. zł według Emmerson Evaluation (bada rynek wtórny). W Krakowie nabywcy wykładali na lokal średnio 348 tys. zł, a we Wrocławiu i Gdańsku ok. 300 tys. zł.
Jeśli chodzi o finansowanie, to banki zarabiają na kredytach hipotecznych głównie w kilku największych aglomeracjach tam mają 63 proc. rynku w ujęciu wartościowym. W samej Warszawie udzieliły w 2013 r. aż jednej czwartej wszystkich kredytów hipotecznych wynika z danych Związku Banków Polskich. Tymczasem Wrocław, Kraków, Trójmiasto obejmują zaledwie po ponad 6 proc. rynku pod względem wartości nowo udzielonego finansowania. To pokazuje, gdzie banki muszą walczyć o klientów.
Robert Rajczyk z Emmerson Evaluation mówi, że z analizy ponad 28,5 tys. transakcji sprzedaży mieszkań wynika, że średnia stawka za mkw., jaką byli skłonni zaakceptować kupujący w 2013 r., zaledwie lekko przekraczała 5 tys. zł za mkw. Jeśli chodzi o cenę całkowitą, wynosiła przeciętnie 275 tys. zł dla lokalu 53-metrowego wylicza Rajczyk.
Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości, mówi, że niższe ceny na osiedlach w miastach blisko Warszawy, a z dobrym dojazdem do pracy w stolicy, będą kusić młodych. Przeprowadzki za tanim lokum wcale nie są rzadkie. Zjawisko dotyczy miast czy miasteczek w otoczeniu metropolii, gdzie cena metra jest niższa, ale i infrastruktura komunikacja dobra. Głównie młodzi ludzie na dorobku kupują tam mieszkania i codziennie dojeżdżają do pracy. Także z Łodzi do Warszawy mówi Tomasz Błeszyński. To jest taki etap przejściowy, zanim staną się prawdziwymi słoikami" i zaczną wynajmować lub kupować lokale w stolicy.
Dodaje, że spore znaczenie mają także koszty utrzymania lokum poza stolicą. Ten ostatni argument może mieć także znaczenie dla osób kupujących lokale inwestycyjnie, na wynajem. Czasem jednak lepiej kupić atrakcyjne, ale droższe M w Warszawie czy Krakowie niż na mniejszym rynku, bo w tych miastach są większe perspektywy podkreśla Tomasz Błeszyński.
Wielkie dysproporcje
Marcin Jańczuk, ekspert z agencji Metrohouse, przyznaje, że podobne mieszkanie w Warszawie kosztuje często dwukrotnie więcej niż w Łodzi, gdzie już za 100 tys. zł można kupić dwupokojowe lokum. Tymczasem w stolicy na taki lokal w wielkiej płycie trzeba mieć przynajmniej 200 tys. zł.
Dysproporcje pomiędzy stawkami stołecznymi a tymi z innych, mniejszych miast są jeszcze większe. Dlatego już dziś inwestorzy dywersyfikują swój portfel nieruchomości, wychodząc poza stołeczny rynek mieszkań, bo rentowność z wynajmu może się okazać bardzo zbliżona uważa Marcin Jańczuk. Może po uruchomieniu np. szybkiej kolei na trasie Warszawa Łódź wzrośnie zainteresowanie zakupem mieszkania w Łodzi i jeszcze bardziej upowszechni się model podziału między ośrodkami pracy a miejscami zamieszkania? Już dziś wiele osób korzysta z takiej okazji. Mobilność pracowników nie idzie jednak w parze z postępem komunikacyjnym.
Marta Kosińska, ekspert serwisu Szybko.pl, przyznaje, że od lat zarówno ceny lokali, jak i koszty wynajmu w stolicy czy też najbardziej rozwiniętym mieście w regionie są nawet kilkakrotnie wyższe niż na prowincji lub w mniejszych miastach. Jeśli jednak chodzi o migracje, to ich głównym motywem jest praca i to się nie zmieni. Ale największa dostępność i różnorodność ofert pracy jest również motorem napędzającym ceny nieruchomości podkreśla Marta Kosińska. Poszukujący pracy nadal będą zmierzać głównie do dużych miast i jeśli ceny mieszkań okażą się zbyt wysokie, zainwestują lub wynajmą lokum w okolicy.
Leszek Hardek, prezydent Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości, przyznaje, że stopa zwrotu z wynajmu jednego mieszkania w dużym mieście może być wyższa niż z dwóch lokali w mniejszym ośrodku. Jeśli myślimy o przemieszczeniu się ze względu na ceny mieszkań, raczej możemy mówić o takiej sytuacji w ramach jednej aglomeracji uważa Leszek Hardek. Dodaje, że takie przeprowadzki są łatwiejsze po przejściu na emeryturę lub gdy ktoś wykonuje swoją pracę zdalnie.
Grażyna Błaszczak Rzeczpospolita 2014-03-09