Idealna polityka mieszkaniowa w mieście rozpadających się kamienic? Zdaniem łódzkich urzędników złotym środkiem będzie przekonanie lokatorów, żeby wykupili gminne lokale. Tylko czy to się uda? I komu ten zakup by się opłacał?

To już pewne - miasto nie chce dłużej być największym w kraju kamienicznikiem. W czasie ogłaszania zasad nowej polityki mieszkaniowej urzędnicy przedstawili nawet dokładne wyliczenia: w tej chwili gmina jest właścicielem 59 828 lokali, a za osiem lat chce ich mieć nie więcej niż 30 tys. Żeby - jak przekonują w magistracie - móc swoją własność efektywniej remontować i doprowadzać do przyzwoitego stanu i lepiej nimi zarządzać. Brzmi świetnie. Ale to oznacza, że trzeba znaleźć 30 tys. rodzin gotowych zainwestować, żeby odkupić od gminy lokal, w którym i tak mieszkają od lat. Tu magistrat proponuje marchewkę - czyli bonifikaty przy wykupie sięgające nawet 95 proc. wartości rynkowej lokalu.

Jest też kij - na decyzję o kupnie od gminy mieszkania najemcy mają rok. Jeśli podejmą ją później, będą musieli zapłacić dużo więcej, bo preferencyjne zasady nie będą już obowiązywać.

Własne mieszkanie za 5 proc. wartości? To wygląda na prezent od losu. Ale pomysł budzi kontrowersje. "Z pozoru wszystko wygląda atrakcyjnie, ale niestety diabeł tkwi w szczegółach" - pisze na swoim blogu Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości "Moim zdaniem łodzianie mają rację [że niechętnie kupują od gminy mieszkania - przyp. red.], taka transakcja może okazać się bardzo ryzykowna w perspektywie czasu. Jeśli już kupować, to naprawdę po gruntownej analizie opłacalności takiej inwestycji" - pisze.

A nie da się ukryć, że z tą opłacalnością może być różnie. Władze miasta same przyznają, że po gruntownej analizie stanu łódzkich kamienic wniosek jest prosty - połowa z nich nie nadaje się do remontu. Miasto zaplanowało, że pozbędzie się połowy swej własności. Warto się zastanowić, której - bo trudno podejrzewać, że zechce wybrać dla siebie rudery, a sprzedać łodzianom mieszkania w dobrym stanie.

"W Łodzi jest już naprawdę niewiele lokalizacji z nieruchomościami w przyzwoitym stanie technicznym i użytkowym" - pisze Błeszyński. - "Są to nieliczne budynki, gdzie jeszcze w miarę opłaca się wykupić lokal na własność. Pozostałe nieruchomości nie są już niczym superatrakcyjnym".

Ekspert nie ma wątpliwości, kto skorzysta na sprzedaży gminnych mieszkań. To na nowych właścicieli spadnie cały trud utrzymania lokalu i nieruchomości, remonty, wyższe opłaty, podatki oraz pozostałe uciążliwości. A miasto spije tylko śmietankę. Zwraca też uwagę, że często wartość lokali w stosunku do ich stanu jest przeszacowana, wobec czego proponowane przez miasto bonifikaty nie są tak atrakcyjne, jak je przedstawiają urzędnicy. Jego zdaniem z inwestycyjnego punktu widzenia nieopłacalny jest więc wykup starej i zdegradowanej substancji. Najemca, który stanie się właścicielem, będzie musiał ponosić wszystkie koszty utrzymania budynku, płacić wysokie zaliczki na fundusz remontowy, a nieruchomością i tak będzie zarządzać ta sama administracja, która przez lata pozwalała jej popadać w ruinę. Błeszyński ma dla łodzian radę: "Liczmy swoje pieniądze i nie kupujmy byle czego. Nie zawsze trzeba być właścicielem, by godnie żyć. Dopóki łódzkie nieruchomości nie zostaną zrewitalizowane, będą odstraszać, a nie zachęcać mieszkańców i inwestorów".

Tyle ekspert od nieruchomości. A w magistracie przypominają, że ci, którzy jednak mieszkanie chcą wykupić, już teraz mogą składać wnioski w administracjach.

Agnieszka Urazińska Gazeta.pl  2012-06-19