Powybijane szyby, wypalone petami dziury w meblach i podłogach, skradzione sprzęty i długi w spółdzielni. Tak może skończyć się wynajem mieszkań. Na lokatorach można zrobić niezły biznes, ale to bardzo ryzykowny interes.
Liczba osób wynajmujących mieszkania i lokale użytkowe wzrosła w naszym kraju od 2009 roku niemal dwukrotnie. Tak wynika z opublikowanych w ubiegłym roku danych Eurostatu. Jeszcze pięć lat temu na wynajem mieszkań decydowało się tylko 2,2 proc. Polaków. W 2012 roku było ich już dwa razy więcej. Na osobach zmuszonych do wynajmowania mieszkań można zrobić niezły biznes. Najlepszy w Warszawie. To tutaj za wynajem trzeba zapłacić najwięcej. Z raportu Otodom.pl wynika, że wynajęcie dwupokojowego mieszkania w stolicy Polski, to obecnie koszt rzędu 2300 zł miesięcznie. Drogi jest też Wrocław. Wynajem mieszkania o powierzchni 50 metrów kwadratowych pochłania tutaj każdego miesiąca ponad 1600 zł.
Podobne ceny czekają na lokatorów w Krakowie. Nieco taniej jest w Lublinie, Łodzi i Poznaniu. Tutaj trzeba liczyć się z wydatkiem w wysokości 1500 zł miesięcznie. Nawet po opłaceniu rachunków, właścicielom nieruchomości zostaje więc jeszcze sporo w kieszeni. O ile trafią na uczciwych lokatorów.
Studenci w natarciu
Marta wynajęła kilka lat temu kawalerkę na warszawskim Powiślu parze pierwszorocznych studentów. Mieszkanie dostała w spadku po babci. Miałam już gdzie mieszkać, więc lokal był mi zbędny. Szkoda było mi go jednak sprzedawać, bo z mieszkaniem są związane wspomnienia. No i musiałabym zapłacić podatek dochodowy od spadku. Postanowiłam najpierw spróbować z wynajmem mówi. Jak pomyślała, tak zrobiła. Na jej ogłoszenie odpowiedziało sporo osób, zdecydowała się na parę młodych ludzi, rozpoczynających dopiero studenckie życie. Współpraca, jeśli tak to mogę nazwać, układała nam się dobrze. Z płatnościami problemu nie było, sąsiedzi też nie skarżyli się na ich zachowanie dodaje. Wszystko zaczęło się psuć po upływie trzech lat, kiedy związek studentów się rozpadł. Dziewczyna zdecydowała się na wyprowadzkę, a chłopak stwierdził, że zostaje, zapewniając mnie jednocześnie, że poradzi sobie z płatnościami. Zgodziłam się mówi.
Hulanki i swawole
Na efekty rozpadu związku nie trzeba było długo czekać. Student rozpoczął hulaszcze życie. Przynajmniej dwa razy w tygodniu miałam telefony od niezadowolonych sąsiadów. Dochodziły do mnie informacje, że w mieszkaniu nie dzieje się najlepiej. Dzwoniłam i prosiłam, by się ogarnął mówi. Bez skutku. Zaczęły się też kłopoty z płatnościami. Dwa miesiące nie płacił wcale, mimo upomnień. W końcu rozpoczęłam interwencję. Zadzwoniłam do niego i poprosiłam o opuszczenie mieszkania. Ku mojemu zdziwieniu, zgodził się bez problemu. Umówiliśmy się, że dam mu dwa tygodnie na znalezienie innego lokum i ustaliliśmy konkretną datę odbioru mieszkania. Mieliśmy się też wtedy rozliczyć opowiada Marta. O umówionej porze studenta nie było w mieszkaniu. Wysłał tylko smsa, że klucze zostawił w skrzynce na listy. Nie wiem, co uderzyło mnie po wejściu do mieszkania najpierw, smród czy wszechobecny brud. Na podłogach walały się puszki po piwie i butelki. Wszystko się lepiło. Szyby w oknach były stłuczone, a pajączki, jakie powstały, zaklejone taśmą. Łóżko przepalone petami. Łazienka zarzygana, szafki w kuchni zdemolowane. Śmieci niewyniesione, a w toalecie śmierdzący prezent. Straty oszacowałam na około 5 tys. zł. Nie mówiąc o tym, że nie odzyskałam pieniędzy za odstępne, bo student powiedział, że nie udowodnię mu, że u mnie mieszkał wspomina. I miał rację. Naprawdę wstyd się przyznać, ale nie miałam umowy ze studentami. Podpisaliśmy ją tylko na samym początku na rok, a potem współpraca układała się na tyle dobrze, że po prostu jej nie uaktualnialiśmy. Po odejściu dziewczyny nie podpisywałam nowej umowy z chłopakiem. To był mój błąd mówi.
Prezent na odchodne
Marta nie jest jedyną, która trafiła na nieuczciwych lokatorów. Pan Ryszard wynajął swoje mieszkanie małżeństwu w średnim wieku. Z trzy miesiące może płacili jak trzeba, potem opóźnienia. Tłumaczyli, że to przejściowe problemy, ale się przedłużały. Z czasem całkowicie przestali robić przelewy i odbierać telefony. Pojechałem sprawdzić, co się dzieje w mieszkaniu i porozmawiać z nimi osobiście. Jestem elastyczny, chciałem się dogadać. Nie było z kim. Zniknęli razem z moim sprzętem. Wynieśli co się dało: pralkę, lodówkę, czajnik, mikrofalówkę, meble. Zostały mi gołe ściany. Sprawa jest już w sądzie mówi. Na razie mieszkanie stoi puste, pan Ryszard nie wie, czy kolejny raz zdecyduje się na wynajem. Na razie mam same długi, w spółdzielni, elektrowni, gazowni, odcięli kablówkę. Zobaczę, co zdecyduje sąd. Ale jestem zrażony, przyznaję. Gorzej, że takich historii jest coraz więcej. Mój znajomy też miał kłopot z lokatorem. Mężczyzna nie płacił, nie odbierał telefonów. Koniec, końców znajomy przeszedł się do mieszkania zobaczyć co i jak. Lokator nie otwierał drzwi, wygrażał się. Znajomy zapowiedział, że przychodzi kolejnego dnia, ale z policją. Lokator na pożegnanie, podłożył w mieszkaniu ogień. Sprawa też jest w sądzie relacjonuje.
Ryzyko biznesowe
Te historie nie dziwią Tomasza Błeszyńskiego, doradcę rynku nieruchomości. Wynajmowanie mieszkania łączy się zawsze z jakimś ryzykiem, jest to oczywiste. Powierzamy bowiem swoje mieszkanie z reguły obcej osobie twierdzi. Z problemów, o jakich słyszał najczęściej, wymienia te związane z brakiem płatności. Najemcy zalegają z czynszem, uchylają się od odpowiedzialności, często po prostu ukrywają się w mieszkaniu, nie wpuszczając domagającego się pieniędzy właściciela mówi. Innym, nie rzadziej spotykanym problemem, są zniszczenia. Rozrywkowi lokatorzy potrafią totalnie zniszczyć mieszkanie, organizując całonocne libacje alkoholowe, do tego naruszając spokój sąsiadów i porządek domowy. Ekstremalne przykłady kończą się czasem nawet i pożarem mieszkania lub jego zalaniem. Zdarzały się również kradzieże powierzonego lokatorowi mienia i prowadzone za plecami właścicieli interesy. Oto mieszkanie wynajmują trzy młode dziewczyny, a później okazuje się, że prowadzą w nieruchomości agencję towarzyską. Często lokal mieszkalny staje się na przykład biurem czy chałupniczą szwalnią, oczywiście bez wiedzy właściciela mówi doradca.
Mądry Polak przed szkodą
Przed większością tych problemów można się skutecznie zabezpieczyć. Przede wszystkim, ubezpieczając mieszkanie. Przed kradzieżą mienia można się też zabezpieczyć, zostawiając w mieszkaniu tylko niezbędne rzeczy, bez rodowych sreber i przygotować szczegółowy protokół zdawczo-odbiorczy mieszkania. Zawsze lepiej dmuchać na zimne niż być mądrym po szkodzie doradza Tomasz Błeszyński. Najlepszym zabezpieczeniem, zdaniem doradcy rynku nieruchomości, jest pobranie od lokatorów kaucji. Nic nie zastąpi żywej gotówki zdeponowanej w formie kaucji. Nawet zobowiązania na piśmie nie zadziałają tak, jak kaucja. Wysokość pobranej kaucji powinna być rozsądnie ustalana w zależności do okresu najmu, opłat czy wyposażenia lokum. Ma być to zabezpieczanie ewentualnych płatności czy strat powstałych w wyniku uszkodzeń. Wszystko powinno być bezwzględnie opisane w umowie najmu i wystawione pokwitowanie za wpłaconą kwotę mówi. Do sporządzenia umowy warto solidnie się przyłożyć. Umowa najmu powinna zostać sporządzona na piśmie, żadne tam ustne dogadywanie się między stronami. W innym przypadku najemca będzie pozbawiony jakichkolwiek roszczeń. W umowie powinny zostać jasno określone jej strony, przedmiot umowy oraz okres, na jaki jest zawarta. Ponadto należy zapisać w niej wysokość czynszu najmu oraz formę jego spłaty: przelewem czy do ręki i w jakim terminie. Jeśli decydujemy się na tę drugą opcję, warto wskazać w umowie konkretną osobę, która będzie od nas odbierać pieniądze doradza Tomasz Błeszyński.
Justyna Sobolak Onet 2014-03-31