Tanie domy jednorodzinne dla młodych ludzi - to pomysł na rozwój rynku mieszkaniowego, który promują władze największych miast w kraju.

Za pomocą unijnych pieniędzy i przy wsparciu państwa rodzime metropolie chcą wybudować specjalne miasteczka, w których osiedlać miałyby się osoby rozpoczynające swoje życie zawodowe i zakładające rodziny.

W latach 2007 - 2013 w dwunastu dużych miastach, które zrzesza Unia Metropolii Polskich, może powstać co najmniej sto tego typu miasteczek, w których zbudowanych zostanie ok. 100 tys. domów oraz mieszkań w małych domach wielorodzinnych. W sumie w takich miasteczkach mogłoby się osiedlić ponad 300 tys. osób.

Jak przekonuje Unia Metropolii Polskich, która jest autorem projektu, nie powinno brakować chętnych do zasiedlenia nowych budynków. - Gdybyśmy zrealizowali ten pomysł, moglibyśmy zaproponować ludziom domki w cenie mieszkania kupowanego u dewelopera. Taki system Anglicy wprowadzili już w latach 50. XX w. Jest on także dobrze rozwinięty w Stanach Zjednoczonych - mówi Włodzimierz Pietrzak, skarbnik Gdańska.

Samorządowcy oceniają, że koszt metra kwadratowego domu mógłby wynieść tylko 1 - 1,5 tys. zł. Za metr w oddawanych obecnie do użytku mieszkaniach w dużych miastach trzeba zapłacić od 3,5 do 5,5 tys. zł.

Działki, na których domy zostałyby wybudowane, ich mieszkańcy mogliby kupić np. w ratach albo wieczyście użytkować. Dochody ze sprzedaży działek uzbrojonych poszłyby zaś na infrastrukturę następnych miasteczek.

Państwowy bank wspomoże

Cały pomysł opiera się na tym, że miasta wyodrębniłyby grunty (m.in. z zasobów własnych, skarbu państwa i jego spółek, z zakupu gruntów rolnych), które następnie przygotowałyby pod zabudowę. Pieniądze na przygotowanie terenu miałyby pochodzić z funduszy unijnych (2 - 3 mld euro) oraz ze wsparcia nisko oprocentowanymi kredytami z państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego. Gdy tereny byłyby już gotowe, miasta rozpoczęłyby negocjacje z producentami i wybrałyby najbardziej atrakcyjne oferty.

Zdaniem Włodzimierza Pietrzaka, do tego projektu mogłyby zostać powołane specjalne spółki komunalne, które mogłyby się zająć nie tylko zarządzaniem projektem,ale też np. budowaniem domów czy też negocjowaniem z bankami niskich kredytów dla zainteresowanych klientów. Bardziej ostrożni są specjaliści od nieruchomości. Ich zdaniem, miasta nie radzą sobie z zarządzaniem takimi inwestycjami jak drogi, mosty, infrastruktura publiczna. Dlatego nie powinny zajmować się budowaniem, ale jedynie przygotowaniem terenów.

Nie wszyscy są za

Mirosław Czekaj, wiceprezes Banku Gospodarstwa Krajowego, powiedział "Rz", że zna projekt Unii Metropolii Polskich. - Samorządy to nasz strategiczny partner. Mamy narzędzia pozwalające na finansowanie różnego typu inwestycji. Sprzyjamy tym, których celem jest wzrost podaży terenów przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe - deklaruje Mirosław Czekaj. Jego zdaniem BGK jest skłonny do ścisłej współpracy w realizacji pomysłu metropolii, czeka jednak na konkrety.

Pomysł utworzenia miasteczek dla młodych poparł Lech Kaczyński, gdy był jeszcze prezydentem Warszawy. Jako ciekawy ocenia tenpomysł zastępca prezydenta Lublina Antoni Chrzonstowski. Podobnie mówią przedstawiciele innych wielkich miast. - Każde rozwiązanie zwiększające możliwości budownictwa mieszkaniowego jest potrzebne - uważa Ryszard Grobelny, prezydent Poznania.

Warszawa wstępnie deklaruje, że znajdzie tereny pod budowę miasteczek. Podobnie mówią władze Gdańska. - Mamy teren, który moglibyśmy przeznaczyć na takie miasteczko, ale brakuje nam 20 mln zł na jego uzbrojenie. W tej chwili miasto nie ma tych pieniędzy - mówi Włodzimierz Pietrzak.

Pomysł metropolii krytykuje Tomasz Błeszyński, doradca ds. nieruchomości. - Uzbrajanie terenów i zdobywanie ich pod inwestycje leży w kompetencjach gmin. Miasta proponują coś, do czego i tak są powołane. Zdaniem Błeszyńskiego dziś problemem gmin jest to, że zaledwie co piąta z nich ma plany zagospodarowania przestrzennego. - A jeśli ich nie mają, nie ma co mówić o budownictwie. Warto też pamiętać, że dużo gruntów w miastach nie ma wyjaśnionego stanu prawnego - twierdzi Tomasz Błeszyński.

KATARZYNA OSTROWSKA Rzeczpospolita 05.04.2006