Przybywa w mieście deweloperów, którzy zamiast pojedynczych budynków stawiają całe osiedla. Eksperci uważają, że łódzki rynek nadal będzie się rozwijał, ale na razie oznacza to dorównanie innym polskim metropoliom, a nie ściganie się z nimi. 

A jest co nadrabiać, bo do czołówki dużo nam jeszcze brakuje. Najwięcej - do Warszawy i Krakowa.

Tam na rynku wtórnym cena za metr kwadratowy mieszkania przekroczyła 6 tys. zł, na pierwotnym wynosi odpowiednio 6 i 5,3 tys. zł. W Łodzi za mkw. nowego mieszkania zapłacimy średnio 3 tys. zł, a za używane 2,3 tys. zł. To sprawia, że w raportach specjalistycznych firm o rynku mieszkaniowym Łódź się nie pojawia.

- To się niebawem zmieni - zapowiada Maciej Dymkowski z redNet Property Group, właściciela serwisu tabelaofert.pl. - Łódź pojawi się w naszym raporcie za III kwartał tego roku.

Rynek się rozwija, a deweloperzy chcą budować przynajmniej po kilkaset mieszkań. Nowe duże osiedla powstaną przy ul. Tylnej, Tymienieckiego, Wróblewskiego i Piotrkowskiej (w dawnej fabryce Geyera). Również na Olechowie i Janowie jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne domy, ale działający tam deweloperzy w sumie budują po kilkaset mieszkań, a nie indywidualnie.

Dzięki nowym dużym inwestycjom podskoczy w Łodzi średnia cena za metr kwadratowy mieszkania. To oznacza, że w pierwszym raporcie z rynku pierwotnego nie wypadniemy blado, a porównywalnie z Gdańskiem i Poznaniem, gdzie ceny wynoszą ok. 3,5 tys. zł za mkw.

- To rzeczywiście zapowiedź dobrej koniunktury w łódzkim budownictwie mieszkaniowym - mówi Tomasz Błeszyński, prezes Europejskiego Instytutu Gospodarczego. - Ale rynek nadal będzie się rozwijał pod warunkiem, że stworzona zostanie infrastruktura i powstaną plany zagospodarowania przestrzennego. Łodzi potrzeba uzbrojonych terenów pod budownictwo, zwiększenia liczby połączeń lotniczych oraz dobrych dróg i kolei.

Jednak pięć lat temu też był boom, który dość szybko wyhamował, a najgłośniejszy w czasie załamania rynku okazał się upadek łódzkiego Galbexu. Czy rynek jest w stanie wchłonąć liczbę mieszkań, która pojawi się na nim w najbliższych latach? - Tak, ponieważ poprawia się sytuacja ekonomiczna i wzrasta zamożność społeczeństwa z sektora komercyjnego - twierdzi Błeszyński.

A czy przy takim tempie wzrostu cen może się okazać, że w przyszłości łodzian nie będzie stać na kupno nowych mieszkań? - To mało prawdopodobne. Rozwój rynku mieszkaniowego idzie zwykle w parze z rozkwitem innych gałęzi gospodarki. To z kolei oznacza podnoszenie dochodów i poziomu życia. W konsekwencji zdolność kredytowa łodzian powinna wzrastać - mówi Piotr Frankowski, menedżer ds. kredytów hipotecznych emFinanse. - Potencjał mieszkańców łódzkiego regionu doceniają już instytucje finansowe i na ulicach Łodzi pojawia się coraz więcej oddziałów banków i firm doradztwa finansowego.

Zdaniem Tomasza Błeszyńskiego dla Łodzi to dopiero powrót do normalności i na razie nie będziemy ścigać się z innymi dużymi miastami. A co mogą zrobić władze dla rozwoju naszego budownictwa? - Niech chociaż nie przeszkadzają. A jak chcą pomagać, to z głową i niech konsultują swoje decyzje z ekspertami i środowiskiem - kwituje Błeszyński.

Aleksandra Hac Gazeta Wyborcza 2006-08-18