Inwestycje w lofty zapowiadały się świetnie na przełomie 2005 i 2006 roku. Projektowano wtedy mnóstwo tego typu inwestycji.
Projektanci realizowali swoje niespełnione wcześniej marzenia, inwestorzy kupowali często za bezcen bardzo już zniszczone zębem czasu obiekty.
Gdy w Polsce boom budowlany osiągnął apogeum, nadeszła moda na lofty. Na siłę projektowano i budowano tego typu inwestycje: w Łodzi (dawna przędzalnia), Krakowie (w starym młynie na Zabłociu), Żyrardowie (stara przędzalnia), Bytomiu (dawna łaźnia zakładów górniczych), Włocławku (stara piecownia fabryki fajansu), w Warszawie (budynki Polskich Zakładów Optycznych przy Grochowskiej, elektrociepłowni na Powiślu, Polleny przy ul. Szwedzkiej) czy Zielonej Górze (w dawnych obiektach zakładu włókienniczego).
Papierowe inwestycje
Projektanci realizowali swoje niespełnione wcześniej marzenia, inwestorzy kupowali często za bezcen już bardzo zniszczone zębem czasu obiekty. Wciskano PUM bez umiaru, tworząc mieszkalne getta w imię zasady więcej metrów kwadratowych – większy zysk. Spece od marketingu sprytnie nakręcali modę, uciekając się do różnych sztuczek, często wykorzystując do tego znane z ekranu twarze. Tajemniczy analitycy wróżyli z miesiąca na miesiąc dwucyfrowe zyski na loftach. Sprzedaż kwitła, ceny rosły, klienci rezerwowali często papierowe jeszcze inwestycje.
Inwestorzy się przeliczyli
Nabywcami byli w pierwszej kolejności przedstawiciele funduszy inwestycyjnych krajowych i zagranicznych. Lofty chętnie kupowali też artyści, malarze, rzeźbiarze, fotograficy, filmowcy, dziennikarze. Kolejną grupę stanowili prawnicy, lekarze oraz osoby chcące po prostu zarobić na rosnącej modzie. Nikt nie spodziewał się krachu i to na całej linii. Inwestorzy się przeliczyli. Rewitalizacja pofabrycznych obiektów jest bardzo droga, pracochłonna i do tego często musi być przeprowadzana pod okiem konserwatora zabytków. Zaczęły się obsuwać terminy, powstawały problemy ze znalezieniem specjalistycznych wykonawców. Czas upływał, a rynek nieruchomości skutecznie hamował.
Ruszają promocje
Oferta stała się bardzo droga i nieopłacalna inwestycyjnie. Lofty nie znajdują już tylu odbiorców, szczególnie teraz, kiedy rynek mieszkaniowy bardzo zwalnia i zaraz będzie przeżywał głęboką recesję. Już w niektórych miastach mieszkania na rynku pierwotnym i wtórnym tanieją nawet i o tysiąc złotych za metr kwadratowy. Ruszają promocje deweloperów, podaż rośnie, mało kogo interesują już lofty. Obserwuje się to postępujące zjawisko w całej Polsce. Niektórzy inwestorzy próbują przerabiać swoje „lofciarnie” na biurowce, z kolei inne projekty ślimaczą się, jak by czekały z zakończeniem na nowy boom w nieruchomościach.
Błędne koło
Klienci, którzy kupili spekulacyjne pierwsze lofty, teoretycznie zarobili, choć loftów tych fizycznie nie ma, a ceny spadają. Obecnie na rynku wtórnym ludzie w popłochu wystawiają na sprzedaż wirtualne lofty za cenę niższą niż u inwestora. Nie chcą już wpłacać kolejnych rat na inwestycje, których termin zakończenia jest ciągle zmieniany. Polacy jeszcze nie zaakceptowali i nie przekonali się do takich inwestycji, niejednokrotnie pamiętają te przędzalnie jako działające fabryki z daleka śmierdzące chemikaliami, przesiąknięte smarami mury i podłogi po maszynach tkackich. Na to, by lofty zostały przyjaźnie przyjęte przez klientów i rynek potrzeba czasu i pieniędzy. Na razie lofty wpadły w błędne koło osób nakręconych przez siebie i dla siebie.
Tomasz Błeszyński doradca rynku nieruchomości
Gazeta Finasowa 2009-01-31
Źródło:https://archiwum.gf24.pl/gdzie-si-podziay-obiecane-lofty/