O co chodzi w grze o najdroższą działkę w Łodzi?

Dzisiaj okaże się, czy rada miejska daje zielone światło dla sprzedaży działki pod budowę Bramy Miasta. Prezydent Marek Cieślak kusi inwestorem i trzema tysiącami miejsc pracy. Część radnych chce czekać. O co chodzi w grze o najdroższe grunty w historii Łodzi.

Miasto jest właścicielem działki, na której kiedyś był parking dla podróżnych przed dworcem Łódź Fabryczna. Na niej ma powstać Brama. Magistrat chciałby teren sprzedać jak najszybciej, by w możliwie najkrótszym czasie rozpoczęła się inwestycja. Ale najpierw muszą na to zgodzić się radni.

W 2015 roku gotowy będzie dworzec Łódź Fabryczna i zabytkowa EC1. Ale do wypełnienia treścią terenu Nowego Centrum Łodzi potrzeba dużo więcej. Życie muszą tchnąć tam inwestorzy. A budowa reprezentacyjnego budynku byłaby sygnałem dla rynku, że warto tu inwestować.

Od początku pomysł szybkiej sprzedaży działki nie podobał się radnym. Chcieli poczekać, aż zostanie uchwalony plan zagospodarowania przestrzennego. Argumentowali, że wtedy miasto dostałoby za nią więcej. Plan zostanie uchwalony najwcześniej w marcu przyszłego roku. Procedura może przeciągnąć się nawet do jesieni. Dlatego opracowano jeszcze jeden dokument: "Opinię o potencjalnej wartości". Mówi ona, ile teren będzie wart, gdy plan zostanie przyjęty. Wykazała, że potencjalnie można za niego dostać blisko 40 mln zł. I właśnie za taką kwotę magistrat chce go wystawić na sprzedaż. Wcześniejsze wyceny mówiły o 17 mln zł.

40 mln zł to 5 tys. zł za m kw. Takiej ceny nigdy wcześniej za miejskie grunty nie udało się uzyskać. Stąd kolejne wątpliwości. - Gratulacje dla speca, który dokonał tej sufitowej wyceny - napisał na Facebooku Tomasz Błeszyński, ekspert rynku nieruchomości.

Dlaczego miasto spieszy się z procedurą? Najprawdopodobniej jest już dogadane z potencjalnym kupcem. I prawdopodobnie "sufitowa wycena" kupcowi nie przeszkadza. Kim jest tajemniczy inwestor? Rąbka tajemnicy uchylił ostatnio wiceprezydent Marek Cieślak. Powiedział, że nie jest to deweloper, a "instytucja która wypełni budynek pracownikami". Zdradził, że utworzyłaby ona od 2,5 do 3 tys. miejsc pracy, i że proces inwestycyjny trzeba zacząć w tym roku, bo firma ma pieniądze w obecnym budżecie.

Istnienie dogadanego inwestora potwierdzają też szczegóły szykowanej transakcji. Przetarg ma zostać ogłoszony już w październiku. Firmy będą miały dwa miesiące na zaproponowanie ceny i koncepcji budowli. Takich opracowań nie przygotowuje się z dnia na dzień.
Radni działki sprzedawać tak szybko nie chcieli, ale teraz się wahają. Najważniejszy argument, że sprzedamy ją za tanio, już upadł. Jeśli to, co mówi prezydent Cieślak jest prawdą, i inwestor da 3 tys. nowych miejsc pracy, wydaje mi się, że ceną specjalnie nie powinniśmy się przejmować. Nawet jeśli działka pójdzie za mniej, miasto odbije to sobie w podatku od nieruchomości, CIT i PIT.

Jednak zgoda rady na transakcję wcale nie jest oczywista. Prezydent Hanna Zdanowska nie ma zaplecza, które pozwalałoby jej spokojnie myśleć o głosowaniu. Na przykład radny Jacek Borkowski nadal uważa, że ze sprzedażą trzeba poczekać do czasu uchwalenia miejscowego planu. Ten jest dopiero we wczesnej fazie opracowywania. Zdaniem Borkowskiego niebezpieczeństwo polega na tym, że inwestor weźmie działkę z obiecanym planem, a potem dokument ulegnie zmianie. Wtedy inwestor mógłby powiedzieć: "nie na takie warunki umawialiśmy się" i z transakcji wycofać się.

Marek Janiak, architekt miasta, mówi, że taka sytuacja jest możliwa, ale mało prawdopodobna. Jak tłumaczy, miejscowy plan określa jedynie ogólne przeznaczenie terenu. W tym przypadku mówi się o funkcjach usługowych, handlowych i mieszkalnych, a wyklucza sklepy wielkopowierzchniowe czy magazyny.

Załóżmy, że plan zostanie zmieniony i nagle okaże się, że zamiast usług w Nowym Centrum Łodzi ma być np. logistyka. W takim wypadku rzeczywiście inwestor znajdzie się w trudnej sytuacji. A więc ryzyko, że tak się stanie, jest po jego stronie. Jeśli mimo to chce je ponieść, kupując działkę już teraz, znaczy, że najwyraźniej nie boi się takiego obrotu sprawy. Zatem troska radnych o to, czy nie zmienią się plany miejscowe, jest de facto troską o interes inwestora, a nie miasta. Spór sprowadza się do tego, czy przygotowany plan zagospodarowania przestrzennego dla Nowego Centrum Łodzi ulegnie istotnej zmianie i czy będzie to miało wpływ na decyzje potencjalnego inwestora. Radni zapoznali się projektem dokumentu i mogą do niego zgłaszać uwagi. Do tej pory nie wpłynęła ani jedna.

Michał Frąk Gazeta Wyborcza www.gazeta.pl 2013-09-12